Na uprzejmy wniosek naszego przyjaciela Grześka, podjęliśmy się wymiana pręta w gitarze Defila Mambo.
Operacja z ekonomicznego punktu widzenia bezsensowna, ale Grzesiek jest maniakiem Defili, więc teges… Kto bogatemu zabroni? Gryf ten jest identyczny jak w Defilu Romeo, którego posiedliśmy czas jakiś temu i kiedyś na pewno odrestaurujemy, jak tylko będziemy mieli chwilę wolnego czasu, czyli mamy nadzieję nieprędko (ot paradoks).
Początkowo gryf wyglądał źle, bardzo źle. Krzywizna gryfu jak w łuku Robina z Sherwood, popękane drewno podstrunnicy (kto wie jakie to drewno?), binding w wersji PRL czyli tak zwany bieding i progi niczym tory od kolejki Piko. Obraz nędzy i rozpaczy. Zaczęliśmy od zdjęcia bindingu, potem podstrunnica. Poszło szybko gdyż klej łączący podstrunnice z gryfem zdążył wyrobić sobie paszport i wyjechał jeszcze za czasów Gierka Edwarda (chłopak ze Sosnowca, jak piszący te słowa). Większym problemem było zdobycie pręta.
Chcieliśmy zachować vintage’owy styl gryfu i włożyć pręt jednostronny. Udało nam się go znaleźć w sklepie w Anglii. A potem to już z górki, czyszczenie rynny na pręt, przyklejenie podstrunnicy, wyrwanie starych progów, szlif podstrunnicy (operacja, którą uwielbiamy, z dwóch powodów, po pierwsze po szlifie podstrunnicy, wszystkie kolejne prace na gryfie są łatwiejsze, a po drugie zeszlifowane i wypolerowane drewno jest ultramile w dotyku), nabicie nowych progów, przyklejenie nowego bindingu, szybkie foty na bloga, myk myk i do kasy.
No dobra przyznać się musimy, że jeszcze musimy oczyścić i przykleić siodełko, bo do zdjęć zapozowało tak tylko położone mniej więcej w okolicy gdzie ma być, no ale chcieliśmy się pochwalić, że projekt gryf Defila Mambo zbliża się ku końcowi, i to w dodatku z ogromnym, naszym zdaniem sukcesem. Mamy nadzieję, że Grzesiek będzie zadowolony z naszej pracy i wrzuci wkrótce jakieś nagrywki tego cuda.
Reasumując: kolejny sukces Warsztatu Gitarowego Silent Scream. Ku chwale Ojczyzny!